poniedziałek, 11 lutego 2019

szpilka w sadełko

Pobudka.
Siódma rano, dźwięk budzika i to okropne uczucie tłuszczu wylewającego się na łóżko z mojego brzucha, ud, pleców, ramion. Próbuję ręką zgarnąć to wszystko i sztywno ułożyć, uklepać. Nic nie jest na swoim miejscu od kilku lat.
Zgubiłam się. Teraz powoli wracam do siebie. Objętościowo jest mnie prawie dwa razy, pieprzone dwa razy więcej niż powinno być. Ratunku.
Czasem gromadzimy to wszystko, mówiąc sobie, że od poniedziałku, od pierwszego, od stycznia, od jutra. Akurat dzisiaj jest poniedziałek, akurat dzisiaj jest jutro, pierwszy i styczeń dla mojego sadła. Czasem potrzebujemy bolesnego ukłucia, by wziąć się za siebie. Zamiast stać przed lustrem i wciągać brzuch, powtarzając sobie "eeeee nie jest tak źle", trzeba go wywalić i po prostu powiedzieć "o kurwa". Najwyższy czas przyznać się przed sobą, że się zapuściło i nie był to jeden dzień, tylko wiele lat nieszanowania siebie.

Oczywiście wczoraj, wiedząc co będzie dzisiaj nażarłam się jak świnia. 
2 x zamawiany kurczak z frytkami
pełno bułek z różnymi rzeczami
m&m garściami
cola litrami
herbatniki

Więcej grzechów nie pamiętam, ale było tego sporo.

Zajadałam smutki i żegnałam się z obżarstwem, standardowo obżerając się.
Co się stało, że Panna Sadełko miała jakieś smutki? 
Ponieważ usłyszała od mężczyzny "Chciałbym mieć taką dziewczynę jak Ty, tylko chudszą".
I to była właśnie ta szpila, zatopiona w morzu mojego tłuszczu.
To był właśnie ten moment, ta kropla, która przelała czarę goryczy.

Matylda, 28l, 85kg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz